Podróż do ratusza trwała zaledwie chwilę. Po wojnie sieć
komunikacyjna została dokładnie odremontowana i ulepszona, co zdecydowanie
zwiększało komfort i szybkość jazdy. Budynki po obu stronach jezdni również
były zrewitalizowane. Obraz ten to doskonały przykład na pokazanie szybkości
rozwoju i stopnia nowoczesności w Brem, a przynajmniej w jego ogromnej stolicy
– Cardonie, niegdysiejszym Rzymie. Miasto rozciąga się przez wiele kilometrów i
jest większe, niż przez Wojną. Jest tak wielkie, że nigdy w życiu go nie opuściłam,
bo właściwie nie było ku temu potrzeby i okazji.
Wielki budynek przed
którym się zatrzymaliśmy należał do siedziby rządu i został zbudowany na
gruzach rzymskiego Koloseum. Dokładnie odrestaurowano wspaniałe arkady, w które
wstawiono lśniące szyby. Na dachu powstał wielki taras, na którym urzędnicy
mogli orzeźwić się pijąc zimne soki i mrożoną kawę z baru, racząc się przy tym
świeżymi owocami ze znajdujących się na obrzeżach miasta farm.
- Powodzenia, Giulio.
Mam nadzieję, że cię docenią – twarz ojca zwróciła się w moją stronę ze szczerym
uśmiechem
- Dasz sobie radę.
Odpowiadaj szczerze na ich pytania i nie bądź opryskliwa – dodała mama również
odwracając się do mnie. Zmarszczyłam brwi próbując wydedukować dlaczego mówią
do mnie w sposób jakbym miała właśnie pisać niezwykle ważny egzamin
- Chwileczkę. Wy nie
idziecie ze mną? – spytałam. Nie chciałam zostawać sama. Potrzebowałam
pokrzepiającego uścisku dłoni i dodającego otuchy towarzystwa rodziców. Ojciec
pokręcił głową
- Niestety nam nie
wolno być przy tobie podczas Potwierdzenia Dorosłości. Będziemy czekać cały
czas tutaj. A teraz już zmykaj, pokaż im co to znaczy duma rodziny Stefano! –
tata zaśmiał się krótko, na co wygięłam usta w dziwnym grymasie nieudanego
uśmiechu
- Trzymamy kciuki,
kochanie – mama zachichotała zaciskając pięści
Na drżących nogach
wysiadłam z pojazdu i weszłam do środka budynku szklanymi automatycznie
otwieranymi drzwiami. Po prawej stronie od wejścia ustawiona była ogromna
marmurowa lada recepcyjna, za którą na białej ścianie wisiała płaskorzeźba
przedstawiająca godło Brem podświetlane od góry i dołu złotym snopem światła.
Złoto oraz biel to narodowe barwy naszego kraju. Ten pierwszy kolor symbolizuje
niezniszczalność, doskonałość i bogactwo, natomiast ten drugi wskazuje
odrodzenie, światłość i nadzieję na lepsze jutro. Na godle zaś widnieje lew w
złotej koronie na białym tle. Cóż za przepych i nadmierna pewność siebie.
Za ladą stała znudzona
młoda kobieta w szarej garsonce i idealnie ciasnym koku splecionym z włosów w
odcieniu mysim. Zobaczywszy mnie przybrała na twarz minę sztucznie radosnej i
splotła dłonie na ladzie.
- Witam w siedzibie
rządu, w czym mogę służyć? – bez problemu wywnioskowałam, że to formułka
wyuczona
- Miałam się dzisiaj
stawić na…
- Potwierdzenie
Dorosłości? Jesteś numer 30896? – przerwała mi przeglądając papiery. Pokiwałam
twierdząco głową – doskonale, doskonale. Trzecie piętro, pokój dwieście osiem,
drugie drzwi na lewo – dodała podając mi grubą kopertę z wypisanym na niej
moim numerem
- Dziękuję –
wykrztusiłam i udałam się w stronę windy. Wysiadłam na trzecim piętrze.
Korytarz miał białe ściany, po obu stronach ciągnęły się rzędy szklanych drzwi
z drewnianymi paskami, na których wypisane były numery sal. Po kilkuminutowym
szukaniu w końcu udało mi się znaleźć odpowiedni pokój. Weszłam do środka i
zauważyłam po dwie pary drzwi po obu stronach kolejnego hallu. Te wrota jednak
nie zostały wykonane ze szkła, a metalu. Znalazłam odpowiednie i stanęłam przed
nimi. Westchnęłam unosząc drżącą rękę by zapukać.
- Proszę wejść –
usłyszałam po drugiej stronie. Sięgnęłam do klamki i nacisnęłam na nią.
Pomieszczenie było jasne. Okna ciągnące się na jednej ścianie wpuszczały
światło słoneczne do środka. Naprzeciw
wejścia stał długi drewniany stół na wysoki połysk, przy którym stały trzy
krzesła zajmowane przez członków komisji. Przed sobą mieli rozłożone przeróżne
dokumenty i kubki z kawą
- Dzień dobry –
zaczęłam nieśmiało. Gruby łysy mężczyzna siedzący w środku pomiędzy dwiema
kobietami ręką nakazał mi podać kopertę, którą dostałam od recepcjonistki
- Numer? – rzekł bez
ogródek wyciągając z koperty kolejne karty
- Trzydzieści tysięcy
osiemset dziewięćdziesiąt sześć – odparłam zbita z tropu. Najwyraźniej nie
mieli w planach prowadzić ze mną dyskusji
- Nazwisko – odezwała
się pani z lewej. Była chuda, miała krótkie czarne włosy i przypominała mi
kreta
- Stefano
- Dobrze, zgadza się –
ta z prawej wyglądała dość specyficznie. Wydawała się być umięśniona niczym
mężczyzna, włosy miała ostrzyżone tuż przy skórze, w jej oczach czaił się
wojowniczy zew i niejaka surowość. Prawdopodobnie była jakimś wojskowym. Wzięła
ze stołu kartę, odchrząknęła i przeczytała: - drogi Numerze. Dnia dzisiejszego
kończysz osiemnaście lat, a co za tym idzie rozpoczynasz życie dojrzałego
człowieka. W tej chwili przestaje obowiązywać cię Karta Praw i Obowiązków
Dziecka, a przestrzegać musisz już Kodeksu Dorosłego. Po Wojnie Tysiąclecia dla
bezpieczeństwa, by więcej przypadki dyktatury w historii świata nie pojawiły
się ustalono, że w Republice Rządowej Brem państwo będzie nadawało swym
obywatelom tożsamość oraz pracę, jakiej
się podejmą. Wpływ na dalsze życie mają oczywiście wyniki w nauce. Czym
lepsze osiągają uczniowie, tym lepszą przyszłość ukształtuje dla nich rząd. Mam
szczerą nadzieję, że twoje życie ułoży się jak najlepiej. Owocnej pracy i
wszystkiego najlepszego w dorosłym życiu, Prezydent Dadulffo – odczytała Pani
Kapral. Nie miałam pojęcia jaki miała stopień wojskowy, jednak ten przydomek
pasował do niej. Miała bardzo mocny, trochę ochrypły głos, jakby od ciągle
wydawanych komend wojskowych.
- Przyjrzeliśmy się
twoim ocenom i szczególnym umiejętnościom, nie znalazłszy nic specjalnego. Nie
jesteś jakimś wybitnym uczniem– mężczyzna zmarszczył brwi przyglądając mi się
dziwnie
- Nie zgodzę się.
Znajomość języków starożytnych na wybitnym poziomie. Nauczyciel prowadzący
twierdził, że wielokrotnie siadał z wrażenie słysząc płynność z jaką się
wypowiadała – krecik poprawiła okulary na nosie
- Języki starożytne?
Jakie znasz? – wojskowa uniosła brew ku górze
- Łacina i angielski –
odparłam z niejaką dumą
- Ach tak? Więc co nam
możesz ciekawego powiedzieć po łacinie? – kobieta nie była przekonana co do
moich słów
- Quidquid latine dictum sit, altum videtur – byłam pewna swoich
umiejętności
- A co to znaczy? –
mężczyzna oparł się na łokciach
- Cokolwiek powiesz po
łacinie brzmi mądrze – zachichotałam. Był to stary dowcip mojej mamy. To
właśnie ona pomagała mi się wyszlifować. Dla członków komisji żart jednak nie
był w najmniejszym stopniu zabawny, skoro nawet żaden z nich się nie uśmiechnął
- Dobrze. Od kogo tak
się nauczyłaś mówić tymi językami? – krecik wciąż przegrzebywała kolejne sterty
papierów, nawet się na mnie nie patrząc. Zaczynało mnie to już powoli
denerwować
- Moja mama biegle
posługuje się łaciną, greką, angielskim oraz starofrancuskim – odetchnęłam
głęboko i zamknęłam na moment oczy
- Irma Stefano z domu
Weiss? – dopytywał się grubas
- Tak
- Mhm. Dobrze. Mamy już
wszystko, czego potrzebujemy, żeby założyć twoją kartotekę. Poczekaj na
zewnątrz pokoju, generał Muller sprawdzi jeszcze twoje predyspozycje fizyczne,
a wtedy otrzymasz szczegółowe informacje o swojej przyszłości – a więc pani generał, no nieźle. Wyszłam z
pomieszczenia nie żegnając się z członkami komisji. Prawdopodobnie jeszcze się
z nimi miałam zobaczyć. Zaraz za mną ruszyła barczysta kobieta. Wyglądała
komicznie w ołówkowej spódnicy i białej bluzce z żabotem. Trochę jak mężczyzna
w sukience. W ręce trzymała kolejne karty do uzupełnienia. Skierowała się do
drzwi naprzeciwko i gestem kazała mi wejść do środka.
- Rozbierz się do
bielizny – nakazała. Natychmiast skierowałam się za parawan i zdjęłam z siebie
ubrania. Wyszłam i stanęłam przed nią. Kobieta obejrzała mnie dookoła niczym
konia, nad którego kupnem się zastanawiała i sprawdziła siłę w moich rękach,
nogach, stan mojego uzębienia, wzrok i spytała o ewentualne złamania – okej.
Zdaje się, że jesteś zdrową, silną kobietą i nadajesz się do ewentualnej pracy
fizycznej – rzekła i zapisała coś na wszystkich kartach. Następnie poprosiła,
bym ponownie się ubrała i poczekała na zewnątrz, kiedy ona będzie dyskutować o
mnie z resztą komisji.
To była najdłuższa godzina czekania w moim życiu. Przechadzałam
się od drzwi do drzwi, spoglądałam w okna, chcąc pozbyć się odczucia strachu i
zdenerwowania. Nogi pode mną drżały, wnętrza dłoni pociły się, a serce waliło
jak oszalałe. Nie potrafiłam nawet na chwilę uspokoić pędzących myśli, aż w
końcu krecik wychylił głowę przez drzwi
- Numer trzydzieści
tysięcy osiemset dziewięćdziesiąt sześć, zapraszam do środka – powiedziała i
wróciła na swoje miejsce. Westchnęłam pragnąc się uspokoić i niepewnie
wkroczyłam do środka. Ze stołu poznikały wszystkie papiery i zastąpiła je jedna
jedyna duża biała koperta z wypisanym na niej moim numerem. A więc to już czas
na dorosłość, pomyślałam
- Cała twoja przyszłość
leży w tej kopercie. Mam nadzieję, że będziesz usatysfakcjonowana ze swojego
dorosłego życia – komisja uśmiechnęła się do mnie, gdy sięgałam po pakunek i
otworzyłam go szybko. Ze środka wyciągnęłam kartkę, na której grubą czcionką
napisane było:
Annika
Stefano
Rieth,
ulica Wielkiego Zwycięstwa 23/3
Strażniczka
granicy
Wow, ale mnie ten rozdział wciągnął!
OdpowiedzUsuńGenialne opisy! Nienachalne, naturalne, i mówią wszystko, od wyglądu poszczególnych pomieszczeń do "charakteru" państwa. Czuję się jakbym sama żyła w Brem. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Na początku bałam się, że komisja uzna, że Giulia (Annika?) nie nadaje się do niczego i gdzieś ją deportuje. Poczułam wręcz autentyczną ulgę, kiedy okazało się, że jednak znaleźli dla niej pracę. Strażniczka granicy - brzmi poważnie. Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału, w którym poznam dalsze losy Giulii i dowiem się, na czym dokładnie będzie polegało jej nowe zajęcie.
Jaki językiem posługują się obywatele Brem? (możliwe, że gdzieś to było napisane, a ja to przeoczyłam, ale tak teraz przyszło mi do głowy to pytanie i zaciekawiło mnie to) Włoskim? Jakąś nowomową?
Ponownie życzę weny! :))
Pozdrawiam (też ponownie),
terpsychorka
W Brem posługują się mieszanką języka francuskiego, włoskiego i niemieckiego :).
UsuńRozdział już się pisze, postaram się go wrzucić jak najwcześniej się da : D
Bardzo spodobała mi się twoje opowiadanie, jest takie inne mało spotykane. Bardzo dobrze piszesz, czytelnik nie musi się domyślać jak wyglądają miejsca, jakie są postacie. To bardzo pozytywna cecha bo sama kreujesz świat w którym czytelnik się nie gubi. Przyznam się że już w prologu przywiązałam się do Giuli, mam nadzieję że się na niej nie zawiodę. Będzie strażniczką granicy.? Bardzo interesujące, przeczuwam że wtedy akcja rozwinie się jeszcze bardziej. Może właśnie na tej granicy spotka mężczyznę którego rysuje.? ( ale to już są moje domysły. ) Mam nadzieję że będziesz pisać cały czas i nie porzucisz jej w połowie bo było naprawdę szkoda. Kolejna moja nadzieja że rozdział już niebawem się pojawi.:) Życzę weny i natchnienia.;)
OdpowiedzUsuń~M
Jestem pod wrażeniem! Dopracowałaś każdy szczegół tego świata! Angielski językiem starożytnym? Naprawdę super pomysł! Albo siedziba rządu... Miałam obraz odbudowanego Koloseum dosłownie przed oczami!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie naprawdę wciąga! Lecę do następnego rozdziału!
Myślałam, że nie będę komentować każdego rozdziału, ale chyba nie wytrzymam.
OdpowiedzUsuńGdy czytałam o siedzibie rządu zbudowanej na ruinach Koloseum moja kulturoznawcza dusza zawyła z bólu. To było straszne. ; _ ;
Chciałam też zwrócić uwagę, że w jednym miejscu dialog skleił Ci się partią narracyjną. O, tutaj:
Kobieta obejrzała mnie dookoła niczym konia, nad którego kupnem się zastanawiała i sprawdziła siłę w moich rękach, nogach, stan mojego uzębienia, wzrok i spytała o ewentualne złamania – okej. Zdaje się, że jesteś zdrową, silną kobietą i nadajesz się do ewentualnej pracy fizycznej – rzekła i zapisała coś na wszystkich kartach.
Nie zmienia to faktu, że rozdział jest świetny i z przyjemnością czytam dalej. :)
Valakiria