Dwa
dni później
To było chyba najgorsze co mogło mi się przytrafić.
Sprzątanie budynku mieszkalnego było pracą czasochłonną, niezwykle męczącą i
nie miałam przez nią chwili czasu wolnego. A minęły dopiero dwa dni. Oczywiście
swoich obowiązków wojskowych i szkolnych nie miałam prawa zaniedbywać, dlatego
ze wszystkim musiałam się wyrobić po godzinach. Budynek mieszkalny był dość
sporych rozmiarów – parter oraz dwa piętra zarezerwowane jako kwatery kadetów
oraz piętro trzecie jako dodatkowe sale wykładowe, które nie pomieściły się w
budynku szkolnym. W zakres moich obowiązków wchodziły łazienki, korytarze,
klatka schodowa i sale do nauki. Zakazano mi zabierać się za porządkowanie
pokoi kadetów, gdyż to oni sami mieli dbać o ich czystość i schludność,
sprawdzaną skrupulatnie każdego dnia podczas rozgrzewki przez samą generał
Muller i jej pomocników.
Tak jak przykazał mi profesor Noir, zajmowałam się każdym
piętrem po kolei. Będąc przy pierwszym piętrze pamiętałam o zakazie Evana,
dotyczącym wstępu do tamtejszej łazienki. Dlatego też ominęłam ją.
- Tam nie sprzątasz? –
Usłyszałam za sobą głos profesora, który najwidoczniej postanowił sprawdzić,
czy nie wymiguję się od pracy. Nogi zadygotały mi niebezpiecznie.
- Chciałam dokończyć
wycieranie podłogi w holu, a dopiero potem zająć się łazienką – odparłam nie
odwracając się nawet w stronę nauczyciela.
- Doprawdy? Masz tam po
drodze, więc dlaczego się tym nie zajmiesz
t e r a z? I właściwie to czemu stoisz do mnie tyłem, gdy ze mną
rozmawiasz? – Przełknęłam głośno ślinę i ze spuszczoną głową odwróciłam się w
stronę mężczyzny. Silne ręce miał splecione na piersi, a na twarzy
nieprzeniknioną minę.
- Przepraszam –
odezwałam się zerknąwszy mu w oczy. Noir pokiwał lekko głową i rozłożył ręce.
- Nie przepraszaj,
tylko zabieraj się za tą łazienkę. Wrócę za pół godziny zobaczyć czy jest już w
nieskazitelnym stanie. – Złapałam za swój wózek wypełniony środkami czystości,
szczotkami, szufelkami i mopami, następnie otwierając drzwi. Z duszą na
ramieniu weszłam do środka i zamknęłam się w pomieszczeniu. Zdziwiła mnie
panująca w nim ciemność i ostry zapach alkoholu, pleśni i brudnej wody.
Usłyszałam też kroki. Powolne, jakby kogoś, kto starał się ukryć. Serce zabiło
mi mocniej. Może rzeczywiście ukrywają się tu syreny? Ręką sięgnęłam do ściany,
chcąc wymacać na chłodnych kafelkach włącznik światła. Tymczasem ponownie
nastąpiły kroki z mojej lewej strony. Ciche, powolne, ale coraz mi bliższe.
Zerknęłam w ich stronę, by tylko ujrzeć zarys kogoś, kto się zbliża w moim
kierunku. Poczułam, jak przyspiesza mi oddech, a ręka drży coraz mocniej. W
końcu mi się udało. Przycisnęłam włącznik. Lampa zapaliła się na ułamek
sekundy, by zobaczyć sylwetkę człowieka, nie żadnej syreny, a następnie
rozświetliła pokój już na stałe.
- Odkryłaś moją
tajemnicę. – Jakie było moje zdziwienie, gdy przed sobą ujrzałam Evana, który
opuszczał właśnie dłoń uzbrojoną w nóż. Zmarszczyłam brwi przyglądając mu się.
- Tajemnicę? Taka ona
ważna, że jesteś w stanie zabić kogoś, kto ją odkryje? – zapytałam wskazując na
narzędzie chłopaka. – W sumie dalej nie wiem co tu chowasz. Sabat czarownic?
Składacie w ofierze pierwszą lepszą osobę, która zapodzieje się w tej łazience?
Chłopak zacisnął usta w
wąską kreskę i wskazał palcem na szklane bańki i zlewki stojące na środku
pomieszczenia. Gdzieś w kącie walało się wiadro obierków po ziemniakach.
- Czy ty…
- Pędzę bimber. Od
półtorej roku. – Prychnęłam. To wszystko nie mieściło mi się w głowie. Przez
półtorej roku prowadził swój interes w łazience, pod nosem wszystkich kadetów i
opiekunów i żaden się nie zorientował? Nonsens… Z drugiej zaś strony, łazienka
była obrzydliwa – białe niegdyś kafelki straszyły pleśnią i zaciekami, chodząc
po posadzce brodziło się w zatęchłej wodzie, wokół brudnych umywalek pojawiły
się smugi rdzy, a wyrwane z zawiasów drzwiczki do toalety nie zapraszały do
skorzystania. Dziwny był dla mnie fakt, że do teraz toaleta nie została
naprawiona ani wysprzątana. I kto zresztą chciałby z takiej korzystać?
- Poważnie? Jak to się
w ogóle stało? – Chłopak złożył nóż i schował go do kieszeni spodni, a
następnie oparł się ramieniem o ścianę.
- Właściwie to już od
długiego czasu jest w Rieth destylarnia. Tylko że co kilka lat zmienia się jej
miejsce, żeby się nikt nie zorientował. Zwłaszcza opiekunowie. Wiesz jaki
Sajgon byłby, gdyby ktoś to odkrył?
- Ale po co tym się
zajmujesz? – zapytałam przyglądając się zlewkom pełnym bezbarwnego płynu.
- Dla własnego użytku.
I do sprzedaży – odparł i z uśmiechem na ustach wyciągnął z kieszeni szklaną
buteleczkę. Uniosłam brwi ku górze. A kto niby chciałby kupić alkohol od jakiś
małolatów zmuszonych do abstynencji? Zapytałam o to chłopaka, na co on uśmiechnął
się jeszcze szerzej i nachylił się w moją stronę.
- Jak to kto? Ci zza
granicy. – Zjeżyły mi się włoski na karku. Przecież od samego początku wszyscy
mówili, że za murami Brem niczego nie ma – pustynia. I to w dodatku
napromieniowana. A jak już ktoś się dziwnym trafem pojawi, to bremscy strzelcy
nie dają mu zbyt długiego czasu na nacieszenie się życiem.
Uniosłam brwi wyżej,
niż zazwyczaj byłam w stanie, a Evan zaśmiał się przyglądając mi się z
zaciekawieniem. Jego twarz zawsze sprawiała wrażenie pogodnej i chętnej na nowe
doznania.
- Co się tak patrzysz?
Serio myślałaś, że tam nikogo nie ma? Są! My sprzedajemy im bimber, a oni
targają dla nas ruskie papierosy. – No proszę! W życiu nie spotkałam się z
czymkolwiek z importu, a tu okazuje się, że import istnieje i najwyraźniej ma
się dobrze. – Nie miałem okazji cię zapytać o to wcześniej, ale… jak sobie
tutaj radzisz? – zapytał ni stąd ni zowąd. Popatrzyłam na niego ze
zmarszczonymi brwiami, szukając na twarzy chłopaka znak świadczący o tym, że
znów ma zamiar ze mnie zażartować. Ciężko mi było samej w to uwierzyć, ale… nic
takiego nie znalazłam. Chłopak stał po prostu czekając na moją odpowiedź. Nie
chciał kpić, zapytał z czystej ciekawości. Westchnęłam głęboko szykując się na
wypowiedzenie słów, które tłumiłam w sobie od ponad tygodnia.
- Jest… inaczej, niż w Cardonie.
Tęsknię za wolnością, za rodziną, za wielkim miastem. Wszystko tutaj jest
przeciwieństwem mojego domu, a przełożeni wywierają ogromną presję na młodych
ludziach
- Co do presji, to mają
do tego powód. Nie chcą pozwolić sobie wejść na głowę. Te dzieciaki są p o d
nimi i ich świętym obowiązkiem jest wypełniać rozkazy. Jak myślisz, czy
byłyby posłuszne, gdyby generał Muller mówiła do nich „proszę, ustawcie się w
szeregu”? – Pokręciłam głową. Miał rację co do tego. Chcąc nauczyć kadetów
respektowania swoich słów, muszą od samego początku pokazać gdzie leży granica,
poza którą nie mają prawa wykraczać. Na ich miejscu zrobiłabym przecież to
samo.
- Owszem. Ale jest
różnica między wymaganiem posłuszeństwa, a
t y r a n i e m. Co jak co, ale zmuszanie do czołgania się przez
piętnaście długości w błocie już zalicza się do tego drugiego. – Evan wzruszył
ramionami i wbił wzrok w podłogę.
- Nie nam to oceniać –
uciął. – Chodźmy już, niedługo cisza nocna.
- Nie dla mnie ona. Mam
jeszcze sporo do zrobienia. – Uśmiechnęłam się smutno. – Zresztą, co jak
spotkamy Noira? Kazał mi posprzątać ten syf – zapytałam rozglądając się po
łazience.
- O to się nie martw.
Coś wymyślę. – Wyszczerzył się, ukazując swojego doklejanego zęba, który w
jakiś sposób dodawał mu uroku. Chwyciłam za swój wózek i wyjechałam z nim na
korytarz. Chłopak zamknął za nami drzwi, powiedział mi ciche „dobranoc” i
skierował się na parter, na którym mieścił się jego pokój. Zerknęłam jak
odchodzi, by po chwili wypatrzeć sylwetkę Sary, która z grymasem wściekłości
wymalowanym na twarzy kierowała się w moją stronę. Nie chcąc dawać jej
satysfakcji z dyskomfortu psychicznego jaki we mnie wywoływała, postanowiłam
zachować spokój i nie dać się jej zastraszyć. Przecież była tylko dziewczyną, a
nie Meduzą, czy Harpią (choć w pewien sposób przypominała jedną i drugą)
- Nie wiem co ty sobie
wyobrażasz, dziewczyno, ale nie masz u niego żadnych szans – zaczęła aż trzęsąc
się z poirytowania, choć na jej twarzy pojawił się drwiący uśmiech. Popatrzyłam
na nią chcąc zrozumieć do czego zmierzała mówiąc te słowa. Czy ona myślała, że
mi na nim zależy?
- Co? – spytałam
głupkowato. Grymas na jej twarzy pogłębił się. Dziewczyna prychnęła.
- Mam nadzieję, że ci
smakowało – odparła, a ja poczułam się jeszcze bardziej zagubiona. – Trzymaj
się od niego z daleka, a nikt się nie dowie o twoim hobby, lodziaro – ton jej
głosu przepełniony był jadem, a oczy pogardą. Ona naprawdę myślała, że po to
byłam w tej łazience?
Wybuchłam śmiechem i odeszłam od niej. Miałam i tak
wystarczająco dużo zajęć na głowie, żeby przejmować się domysłami dziewczyny zazdrosnej
o chłopaka, którego ledwo znam.
~*~
Jak się podoba nowy szablon? :)
Ja jestem z niego zadowolona jak z żadnego innego :D
Serdeczne podziękowania kieruję ponownie do najcudowniejszego #D ♥
Witaj!
OdpowiedzUsuńDzięki, że powiadomiłaś mnie o nowym rozdziale. Podlinkowałam Cię na drugim blogu, ale nie zmienia to faktu, że mam pamięć złotej rybki. Nie wiem, jak ja zdałam ten licencjat... Anyways, zawezwana przybyłam... a tu zmiany, zmiany, zmiany. Yay, nowy szablon! Wprawdzie stary mi się bardzo podobał, ale ten to po prostu mistrzostwo świata. Nie wiem, kim jest #D, ale jest bezbłędny (bezbłędna?) w tym, co robi. No szczęka opada.
Cudowny jest też ten font. Wiesz może, jak się nazywa? :)
Co do rozdziału - no proszę, bimber sobie pędzą. Nie spodziewałabym się tego! I to tak pod samym nosem nauczycieli... Mam wrażenie, że to się może niedługo wydać. Kłopoty wyczuwam... a już szczególnie ze strony Sary. Zazdrosna bestia. A swoją drogą - to imię to chyba jakaś klątwa. Nie spotkałam się jeszcze z poczciwą, serdeczną i miłą Sarą. To zawsze jakieś intrygantki, zawsze!
W tekście wyczaiłam kilka potknięć - a to gdzieś urwało literkę lub wyraz (jak na przykład w drugim zdaniu), a to coś nie brzmi... Mam wrażenie, że postaci gdzieniegdzie wypowiadają się trochę nienaturalnie. Wiesz, nie mówią jak jak nastoletni znajomi, tylko przemawiają pięknym literackim językiem. A zdanie Nie dla mnie ona rozłożyło mnie na łopatki. Duch mistrza Yody unosi się nad nami. :D
Och, no i bardzo brakowało mi akapitów...
Mam nadzieję, że nie gniewasz się za małą porcję czepialstwa z mojej strony. Ja tak z życzliwości, naprawdę...
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną część,
Valakiria
Legendy Verionu: Iskra
Czcionka to Poiret One ;).
UsuńNie jestem w żadnym razie zła na to czepialstwo, uważam, że jest potrzebne i daje mi znać gdzie popełniam jeszcze błędy i jak je korygować :D
Się nawet nie będę usprawiedliwiać, czemu mnie tak długo nie było, bo to zwyczajnie żałosne będzie.
OdpowiedzUsuńSowieso jestem i oba rozdziały nadrobiłam. Męczą tę Annikę, nie ma co. Z drugiej strony, tak jak było powiedziane, posłuszeństwa inaczej nie da się osiągnąć. Widać to nawet w szkołach – mili nauczyciele rzadko kiedy mają ciszę na lekcji, niestety. Staje się to kłopotliwe, zwłaszcza jak przychodzi co do czego i trzeba z danego przedmiotu napisać rozszerzenie -.-
Trochę bardzo się nie spodziewałam tego bimbru. Miałam totalny mindfuck, jak to przeczytałam. W pierwszej chwili śmiać mi się chciało, bo już myślałam, że w tym kiblu jakieś potwory albo tajemne przejścia są, a tu jednak nie. Skonfrontowałaś mnie z brutalną rzeczywistością na całego :D Ale się okazuje, że tu nie o sam bimber chodzi, a o to, dla kogo się go produkuje. Ciekawa jestem, czy bohaterowie się kiedyś wybiorą na wycieczkę turystyczno-krajoznawczą za granicę. Mogłoby być ciekawie.
Pozdrawiam,
Hagiri
Rozmowy Międzymiastowe
Ulicznice
Btw. Zapomniałam dopisać, że nowy szablon jest świetny. Lepsiejszy od poprzedniego nawet. :]
Usuń