Trudno było powiedzieć, że droga, którą jechaliśmy była
utwardzona. Wjeżdżając w każdą nierówność w asfalcie (lub tym, co z niego
pozostało) autobus wybijał sobie zawieszenie, a ludzie siedzący w nim
podskakiwali aż pod sam sufit. Ci siedzący przy oknie obijali sobie głowy o
szyby. Nic przyjemnego. Zresztą za oknami widoki również nie należały do
najpiękniejszych. Przerażał mnie fakt, że chmury wisiały tak samo nisko na
niebie jak w moim śnie. Po obu stronach drogi ciągnęły się ruiny i zgliszcza znajdujących
się tam niegdyś domostw. Oprócz walających się pękniętych i przepołowionych
cegieł na ziemi można było zauważyć nadpalone i zakurzone przedmioty
codziennego użytku jak buty, metalowe przerdzewiałe sztućce czy zbutwiałe
ubrania. Wszystko brzydkie i niemogące przypomnieć o dawnych czasach. Jakby
płynące lata zacierały ślady istnienia innej cywilizacji, tym samym hańbiąc
pamięć ludzi, którzy zginęli przez pociski albo na wskutek skomplikowanych i
nagłych przemian w ciele w przypadku chorób popromiennych. Przerażająca prawda
o początku naszego nowego świata. Z zamyślenia wyrwało mnie chrząknięcie kapitana
Jensena. Kadeci zwrócili głowy w jego stronę, gdy stając w przejściu pomiędzy
krzesłem kierowcy, a pierwszym rzędem siedzeń po naszej prawej próbował z
trudem złapać równowagę, napinając mięśnie rąk. Dość nieudolnie, bo pojazdem
trzęsło mocno, a na wybojach podrzucało nim w górę. Ja i Bianca, która
siedziała obok mnie spojrzałyśmy na siebie powstrzymując chichot. Równie słabo
co próbujący ustać na nogach kapitan.
- Uwaga. Za około pół
godziny powinniśmy być na miejscu. Staraliśmy się wybrać możliwie najbardziej
bezpieczne miejsce, jednak możemy wciąż się spotkać z promieniowaniem. Małym, bo
małym, ale wciąż. Dlatego też każdy dostanie od nas komplet składający się z
maski gazowej i kieszonkowego dozymetru*. Macie tego pilnować jak oka w głowie,
bo drugiego zestawu nie otrzymacie. Szkoły nie stać na wasze roztrzepanie. Poza
tym, będziecie spali w zastępach z osobami jednej płci. Koedukacja jest
zabroniona i gdy osobiście nakryję jakiegoś chłopaka śpiącego w namiocie
dziewcząt lub na odwrót, słowo daję, że po powrocie pożałuje swoich czynów. I
kategorycznie zabraniam durnych wygłupów, jakie miały miejsce na ostatnim
poligonie. Przypominam, że wyniesienie kogoś z łóżkiem poza teren obozowiska
może…
Przerwała mu salwa śmiechu. Nie spodziewałam się, że
jednak ktoś może mieć wystarczająco poczucia humoru, żeby zdobyć się na dowcip
w środku nocy. I odwagi, by przeciwstawić się Jensenowi, czy, co gorsze,
Muller.
- może być
niebezpieczne dla zdrowia, a nawet życia kadeta! – Krzyknął. Zirytował się
naszym rozbawieniem. Liczył, że podejdziemy do jego rozporządzeń na poważnie. –
Zamknijcie, kurwa japy! – Wrzasnął stając się czerwony na twarzy. Widziałam z
połowy autobusu, że jego żyłka na skroni pulsuje niebezpiecznie. W pewnym
sensie rozumiałam jego złość. Kadeci po prostu poczuli uznanie do kawalarza, a
nie do mężczyzny, którego psim obowiązkiem było zapewnić nam bezpieczeństwo i
który z całych sił robił wszystko, by było nam jak najlepiej. To znaczy na
tyle, na ile mogły mu to pozwolić surowe warunki wojskowe.
- Przygotujcie się, bo
zaraz po przyjeździe będzie apel, a po nim rozbijemy obozowisko. Dowiecie się z
kim będziecie w zastępie, kogo macie się pilnować, jak będzie wyglądał plan
każdego dnia i co nowego zorganizowaliśmy. Słuchajcie tego, co do was mówimy,
bo uwierzcie, zmian jest kilka i to istotnych – rzekł już spokojnym tonem,
rozglądając się po autobusie.
- Boję się go chwilami
– mruknęła Bianca patrząc na mężczyznę – chociaż jakby się zastanowić, jak nie
wrzeszczy i nie wydaje rozkazów to jest całkiem seksowny – dodała przygryzając
lekko usta. Parsknęłam na jej wyznanie ale także rzuciłam okien na faceta.
- Tak dziewczyno,
najbardziej seksowne są te świdrujące pumie oczy – zakpiłam z niej i opadłam z
powrotem na swoje siedzenie. Blondynka machnęła ręką.
- A tam zaraz pumie. Po
prostu przenikliwe. Mogę się założyć, że w środku jest wrażliwy, delikatny, ma
duszę romantyka, uwielbia kolacje przy świecach i….
- Hola, hola! –
Przerwałam jej widząc jak się rozkręciła. Morskie oczy dziewczyny błyszczały
podekscytowane, gdy mówiła o facecie. Bałam się, że zacznie opowiadać o tym,
jak wyglądałoby ich zbliżenie seksualne. – Popatrz na niego! On codziennie drze
się na ciebie, gdy nie umiesz dostosować tempa do grupy, on nie wie co to
delikatność. On nie widzi pewnie nawet różnic w budowie kobiet i mężczyzn, a co
dopiero to o czym mówisz. – Próbowałam przemówić jej do rozsądku, niestety
bezskutecznie. Bianca wciąż patrzyła się na niego rozmarzona.
- Mógłby mnie tak
przygarnąć do siebie tymi swoimi silnymi rękami i szeptać mi do ucha zbereźne
rzeczy – rzekła, a mi automatycznie zrobiło się niedobrze.
- Ohyda! –
Wykrzyknęłam. Zaraz potem obie zaśmiałyśmy się.
Dalsza część jazdy minęła wyjątkowo szybko. Ze
zrujnowanego miasta wyjechaliśmy na normalnie wyglądającą drogę, która ciągnęła
się przez bezlistne lasy brzozowe. O tej porze roku w klimacie umiarkowanym
liście powinny dopiero żółknąć na drzewach i powoli zacząć z nich opadać. Na
napromieniowanych terenach jednak liści nigdy nie ma. Nawet latem drzewa są
nagie. Straszą one niemalże groteskowymi kształtami, dziwnymi wygięciami i
chudymi palczastymi gałązkami. Już sam fakt, że flora odstraszała ewentualnych
„turystów” wystarczyło, bym chciała stamtąd uciekać gdzie pieprz rośnie. Bałam
się wiedzieć, co będzie dalej.
Dalej
jednak było tylko gorzej. Autobusy wjechały w zabłoconą drogę, gdzie po obu
stronach ciągnęły się metalowo-szmaciane konstrukcje przypominające domy. Hałas,
jaki stworzyły pojazdy zachęciły mieszkańców do wyjścia i przyjrzenia się
intruzom. Patrzyli na nas i z niedowierzaniem podchodzili. Poczułam jak wali mi
serce, gdy starzec o przenikliwym błękitnym spojrzeniu i brudnej twarzy biegnąc
przy boku autokaru zastukał w szybę obok mnie. Spojrzałam na niego z sercem w
gardle, a on uśmiechnął się do mnie swoim bezzębnym uśmiechem i gestem pokazał
podrzynanie gardła. Nagle pojazd zatrzymał się gwałtownie. Wśród kadetów
zapanował niepokój
- Proszę o spokój, to
tylko chwilowa przerwa, zaraz ruszamy dalej! – Jensen chciał uspokoić nas,
jednak my wiedzieliśmy, że coś jest nie w porządku. Słyszeliśmy głosy ludzkie
przed maską. Bianca wychyliła się na wzór innych, by zorientować się w
zaistniałej sytuacji.
- O matko! Giulia, oni
tam są! Zatarasowali przejście! – czułam jak dziewczyna zaczyna drżeć z
przerażenia. Chcąc dodać sobie otuchy, splotłyśmy nasze dłonie. Autobus
zatrząsł się pod wpływem uderzeń dłoni mieszkańców. Ktoś pisnął, tu ktoś
wrzasnął. Jednak kadetka przeraziła się tak bardzo, że zemdlała.
- Bez paniki! Tylko bez
paniki! Opanowujemy sytuację! Will, nie otwieraj drzwi, za żadne skarby nie
pozwól im tu wejść. Na mój znak ruszysz. – Jensen nie dał się wyprowadzić z
równowagi nawet w chwilach największego stresu.
- Przecież jak ruszę to
ich zabiję! – Kierowca miał głos nieprzyjemny, jednak był równie przerażony jak
my.
- Nie obchodzi mnie to!
Zabijesz to zabijesz! Chcesz, żeby to oni zabili ciebie?! – Wrzasnął kapitan.
Will wciąż nie ruszał z miejsca. W końcu wkurzony Jensen wyciągnął pistolet z
kabury, kazał otworzyć drzwi i wychylając się posłał salwę strzałów w tłum, w
którym zapanowała panika. Chaos, strach i instynkt przetrwania nakazały ludziom
się odsunąć. Mimo, że byłam już na zajęciach na strzelnicy wzdrygnęłam się
słysząc huk wystrzałów i mlaśnięcie gdy kula z impetem wbiła się w ciało
któregoś z obecnych. Bianca ścisnęła mocniej moją dłoń. Zrozumiałam, że jedyne
czego pragnę był powrót do Brem.
Autobus ruszył z piskiem opon. Po chwili dojechaliśmy do
reszty pojazdów i udaliśmy się w dalszą drogę do naszego przyszłego obozowiska.
Do końca trasy nikt nie mógł przestać rozmawiać o sytuacji sprzed kilku,
kilkunastu minut. Bianca nie odzywała się jednak. Była w ciężkim szoku po tym,
co ujrzała. Z otępienia wyrwała się dopiero, gdy autokary zaparkowały jeden
przy drugim. Zerknęłam przez okno i krytycznym okiem rozejrzałam się po pustkowiu
rozciągającym się przed nami. Jedynie na horyzoncie malował się zarys
wieżowców. Jakieś miasto. Wypalona trawa straszyła swą depresyjnością
wspominając czasy soczystości i zieloności. Miejsce było przesiąknięte smutkiem
i wydawało się przygnębiające. Nie umiałam sobie wyobrazić tego miejsca przed
wojną. Nie umiałam spojrzeć na nie i wyobrazić sobie, że niegdyś wyglądało tak
samo, jak piękne Brem.
- Wychodzimy – mruknął
Jensen. Cała grupa wstała i przepychając się udała się w stronę drzwi autobusu.
Każdy z nas zarzucał sobie na plecy swoje pakunki i starał się torować sobie
drogę, nie bacząc na towarzyszy. Bianca bez problemu rozpychała ludzi łokciami,
by zrobić sobie i mnie miejsce w kolejce. Tuż przy wyjściu stała dwójka osób
wyznaczonych, by wszystkim podać maski gazowe i dozymetry, niezbędne, by
przetrwać w spartańskich warunkach poza krajem.
- Masz. – Stojąca po
lewej dziewczyna miała głos wypełniony niechęcią pomieszaną z gniewem. Wcisnęła
mi w ręce gaz maskę, a ja chcąc zobaczyć dlaczego wydała się taka niemiła,
spojrzałam na jej twarz. Spodziewałam się tego widoku. Sarah miała buzię
oszpeconą grymasem złości. Spuściłam wzrok. Przestraszyłam się, że jej
spojrzenie zamieni mnie w kamień i będę musiała do końca życia pozostać na tym
pustkowiu. Nie rozumiałam dlaczego tak bardzo irytuje ją fakt, że rozmawiam z
Evanem. Chłopak spędzał czas z różnymi dziewczynami, a ja nie byłam tą
wybranką, dla której budował na korytarzach i placach apelowych ołtarze. Pominę
już fakt, że nasze pogawędki były zazwyczaj sprzeczkami i lekką wymianą
złośliwości. Brunetka najwyraźniej wpadła w paranoję. No cóż. Przyjeżdżając do
Rieth ostatnim czego chciałam było wplątać się w skomplikowane relacje między
dwójką osób, zajmować czyjeś miejsce, czy w ogóle rozglądać się za chłopakami.
Co to to nie.
Gdy wszyscy byliśmy gotowi, ustawiliśmy się grupami, a
nasi opiekunowie sprawdzili czy mamy wszystko, co musimy mieć. Stałam w
szeregu, po swojej prawej stronie mając Daniela, przypominającego surykatkę, a
po lewej Rudą. Chłopak wyglądał jak wypłosz. Miał duże, stanowczo za duże oczy,
które zdawały się ciągle zdziwione i przerażone zarazem, nos długi i chudy, a
usta wąskie. Miał także ogromne uszy, nadające jego twarzy jeszcze bardziej
karykaturalny wyraz, niż było to możliwe. Mimo wszystko było mi go trochę
szkoda, bo gdy cała grupa biegła na rozgrzewce jednym tempem, on ledwo dysząc i
mając w oczach łzy, mieszające zacięcie z bólem w piersi ciągnął za sobą nogi
jakieś dziesięć metrów za szykiem. Wiem, bo na początku pobytu w Rieth sama z
nim wtedy biegłam. Daniel nie chciał się poddać. Nawet kiedy najsilniejsi nie
dawali rady, on mówił sobie, że musi pokonać swoje słabości i choćby miał się
czołgać, przekroczy linię mety. Tak, gadał do siebie. I to nagminnie. Natomiast
Ruda miała duży temperament i z ledwością powstrzymywała się, by nie powiedzieć
profesorom co o nich myśli. My w tym czasie modliliśmy się, żeby rzeczywiście
nic im nie wygarnęła. Zasada jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
sprawiłaby, że wszyscy pompowalibyśmy przez nią. W najlepszym razie. I to przez
swój niewyparzony język dziewczyna była traktowana z dużym dystansem. W
przyrodzie kolor czerwony i pomarańczowy są barwami ostrzegawczymi. Dlatego też
płomienny odcień włosów dziewczyny nakazywał trzymać się z daleka o agresywnej
właścicielki rudych fal.
Evan
podchodził do każdego z nas i sprawdzał, czy wszystko jest takie, jakie powinno
być i czy nie brakuje czegoś któremuś z kadetów. Oglądał również naszą
schludność i czy nasze umundurowanie wygląda tak jak powinno. Wyprostowałam
się, kiedy podszedł do mnie. Spojrzawszy mi w oczy, chłopak automatycznie się
rozpromienił i uśmiechnął się zadziornie. Widząc ten grymas na jego twarzy
byłam pewna, że zaraz powie coś, co mi się nie spodoba.
- No i jak, Cardona?
Masz wszystko? – Zmarszczyłam brwi, a potem przewróciłam oczami, gdy po raz kolejny
nazwał mnie lekceważąco. Z tonu jego głosu wyczytałam, że doskonale bawił się
nabijając się ze mnie, a jeszcze bardziej radowało go to, że irytowałam się
przez jego zaczepki.
- Mam na imię Giulia –
odparłam ze ściśniętymi zębami. Rzuciłam mu nienawistne spojrzenie, które
jeszcze bardziej ucieszyło chłopaka. Jego uśmiech rozszerzył się, a chwilę
później ukazał dwa rzędy prostych zębów. Znów zwróciłam uwagę na doklejaną
jedynkę i szykowałam się na moment, by móc się mu odgryźć.
- Jasne, C a r d o n a,
skoro tak mówisz. Mam nadzieję, że nic nie zgubisz
- Tak jak ty zgubiłeś
połowę zęba? – odszczeknęłam. Chciałam posłać w jego stronę złośliwy uśmieszek
(jednak byłam w dziewięćdziesięciu procentach pewna, że wyszedł głupkowato).
Chyba mi się nawet udało, bo Evan przystanął, zmarszczył brwi i po chwili znowu
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Dokładnie tak.
Dlatego też, Cardona, żebyś nie popełniła moich błędów, to ja będę trzymać twój
zestaw przetrwania. Jak będziesz chciała z niego skorzystać, to podejdziesz i
ładnie mnie o to poprosisz. – Następnie zabrał mi moje rzeczy i jeszcze
bardziej wykrzywił twarz. W jego policzkach pojawiły się wgłębienia, a oczy
wesoło zaiskrzyły. Poczułam jak zaczyna się we mnie gotować. Ręce zatrzęsły mi
się niebezpiecznie. Znów nie udało mi się trafić w jego czuły punkt.
W następnym momencie zostaliśmy zobligowani do ustawienia
się rocznikami na planie prostokąta. Każdy rok zajął miejsce jednej ze ścian
wyimaginowanej figury geometrycznej, a jako iż „klasy” były trzy, czwarty bok zajęła
kadra Akademii. Generał Muller stanęła na środku, między wszystkimi
instruktorami i profesorami. Jej ustawienie i ilość gwiazdek oraz belek na
pagonach symbolizowały fakt, że jest z nas wszystkich najważniejsza i mamy się
jej bezsprzecznie podporządkować. Była majestatyczna, jak zawsze. Wysoko
uniesiony podbródek pokazywał jej władczość, a fakt, jak nienagannie i
niesamowicie prezentowała się w mundurze wojskowym jeszcze bardziej zwiększało
respekt, jaki każdy w Akademii przed nią czuł. Kapitan Brommer wyszedł przed
szereg nauczycieli i krokiem defiladowym przeszedł trzy kroki przed siebie, a
następnie stanął na baczność.
- Kadeci baczność! –
zagrzmiał głosem głębokim i donośnym, niemal niezauważalnie przesuwając
wzrokiem po młodych żołnierzach. My zaś jak jeden mąż przyjęliśmy postawę
zasadniczą, wypinając pierś, prostując przy tym plecy, a wzrok kierując na
wysokość pierwszego piętra. – Rocznikami meldować! – Po wypowiedzeniu pierwszego
słowa wykonał pauzę, by do każdego dotarło, czego wymaga od niego mężczyzna.
Przed nim pojawił się kapitan Jensen i sierżant Hallo, a zaraz obok nich, w co
nie mogłam uwierzyć – stanął Evan. Ale… dlaczego to on ma meldować obecność
swojego rocznika, a nie ktoś inny? Czemu to nie na przykład Sarah?
Meldunek składali po
kolei – najpierw nasz opiekun, potem Hallo, a na samym końcu Pan Wkurzający. Każdy
z nich przed rozpoczęciem wyuczonej, mechanicznej kwestii, pozdrawiał Brommera
salutem. Kiedy skończyli, wrócili na swoje miejsca, a Brommer złożył meldunek
generał Muller, a potem wydał komendę „spocznij”.
- Kadeci. Od teraz
jesteście uczestnikami czegoś większego, niż tylko zwykłego poligonu
wojskowego. Współpracująca z naszą akademią grupa naukowców zauważyła, że
promieniowanie na terenach Polski jest na tyle małe, by móc przesunąć granicę
Brem bardziej na wschód. Operacja ta nazywa się „Nadchodzące Światło”, bo
oprócz powiększania terytorium państwa, będziemy przywracać tym terenom blask
nowoczesności i dać im tyle światła nadziei na lepsze życie, ile tylko będziemy
mogli. Planowany czas akcji to dwa lata. W tym czasie musimy pozbyć się
wszelkich śladów bytności niedokształconych, dzikich i mogących przenosić
choroby ludzi i oczywiście Promiennych. Zmieciemy z powierzchni slumsy i
obozowiska, sprzątniemy trupy dzikusów i zrównamy z ziemią te ruiny miast, żeby
móc na ich miejscu postawić nowy, wspaniały świat. Podczas każdej wyprawy poza
teren naszego obozu jesteście zobowiązani zabijać wszystkich, którzy
zamieszkują te tereny, bo stwarzają zagrożenie. I pamiętajcie, wszystko co tu
się będzie działo jest objęte tajemnicą wojskową. Za wyjawienie jej grozi wam
kulka w łeb. A nawet dwie. – Była poważna. Zaplanowała to wszystko bez
konsultacji z kimkolwiek, oprócz naszych opiekunów. Przygryzłam wargę tak
mocno, że od wewnętrznej strony poczułam metaliczny smak krwi.
- Pani generał! Kadetka
starsza, Sarah Ordung z zapytaniem! – głos dziewczyny rozbrzmiał nagle, roznosząc
się echem. Muller spojrzała w jej stronę i udzieliła jej niechętnie głosu.
Nawet ona nie przepadała za dziewczyną. – Nie rozumiem jednej rzeczy. Przecież
przez ostatnie lata działaliśmy według rozkazu, że mamy nie zabijać żadnych
ludzi, dopóki ci nie wywołają bezpośredniego zagrożenia. – Po jej słowach
nastąpiły pomruki aprobaty. Po co mieliśmy mordować niewinnych? Przecież nie
tego oczekiwano po żołnierzach.
- Owszem, wtedy był
taki rozkaz. Jednak po dłuższych dyskusjach i testach wraz ze specjalną komisją
wojskowo - naukową zorientowaliśmy się, że każdy z tych… dzikusów niesie
zagrożenie promiennicy i jest zakwalifikowany do eksterminacji. – Jej głos był
zimny i nie drgnął nawet na słowo zagłady. Natomiast mi zmiękły kolana, a włosy
stanęły niemal dęba. Muller planowała hekatombę. A my mieliśmy być jej
narzędziami.
Mój Boże, ona chce ze mnie zrobić
morderczynię, pomyślałam i zamknęłam oczy mając nadzieję, że to wszystko okaże
się tylko koszmarem.
~*~
Cześć! Dawno mnie tu nie było, co? (Niestety, prawko samo się nie zda :')) Tak to już niestety ze mną bywa - raz czas jest, raz nie ma. Raz wena przychodzi na chwilę, raz zostaje na dłużej. W tym przypadku przynajmniej zostawiła po sobie większą spuściznę. Muszę powiedzieć, że jestem z niej w sumie dumna. Co Wy sądzicie? Czekam na opinie :))
Boję się kolejnego rozdziału. Niby wszyscy to robią dla "Nowej" Polski, ale żeby zabijać niewinnych. Podobają mi się te małe sprzeczki pomiędzy Giulią a Evanem. To takie słodkie. Ah, ta wczesna miłość XD
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się ta Muller,bardzo mi się nie podoba...ale nie zrozum źle, rozdział jak świetny, szczerze już myślałam że sobie opuściłaś,tylkp czemu taki krótki?? :-D
OdpowiedzUsuńFajny tekst, bardzo miło się czytało :)
OdpowiedzUsuńhttp://owcewgorach.pl/ moją pasją!
Pozdrawiam i zapraszam
Bardzo fajny blog i opowiadanie. Ale kiedy ciąg dalszy? Pojawi się coś tutaj w ogóle? ;) <3
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny, jednak według mnie 9 a w szczególności 7 były o wiele lepsze.
OdpowiedzUsuń9 rozdział jak na razie najlepszy zdecydowanie. Reszta była bardzo dobra, ten jednak wybijał się nad pewien wcześniej ustalony poziom.
OdpowiedzUsuńkupie meridie
OdpowiedzUsuń