27 maja 2015

Rozdział drugi

Przełknęłam ślinę. Zaraz, zaraz. Jak to „strażniczka granicy”? Co to ma w ogóle znaczyć?!
- Gdzie mnie posyłacie? – zapytałam cicho, pragnąc ukryć drżenie głosu. Grubas spojrzał na mnie z politowaniem i obluźnił krawat. Gdy podniósł rękę, salę wypełnił przykry zapach jego potu. Krecik starała się ukryć grymas obrzydzenia, a pani generał ostentacyjnie zakryła nos i usta dłonią.
- Masz spore zaległości z geografii, dziewczyno skoro nie wiesz, że w Rieth mamy największą bazę wojskową. Tam odbędziesz swój trzyletni trening wojskowy, po którym dostaniesz klucze do mieszkania, którego adres masz napisany na kartce
- No dobrze, ale ja się pytam gdzie leży Rieth? Czy to jest miasto na wschodzie kraju? – zapytałam sfrustrowana słowami mężczyzny
- Na granicy wschodniej – odezwała się Muller. Skrzyżowała ręce na piersi i rozsiadła się na krześle.
- G r a n i c y  wschodniej? – byłam przerażona wizją zamieszkania na terenie napromieniowanym
- Spokojnie, dziewczyno. Dwadzieścia kilometrów za granicą Brem jest jeszcze w miarę bezpieczne. Nikt niepowołany nie zbliża się do murów z obawy przed zastrzeleniem. Zresztą się nie dziwię. Nasi strzelcy nigdy nie pudłują – chwila, chwila. Ktoś niepowołany? Czyli że na napromieniowanych terenach wciąż żyją ludzie? Ciężko mi było w to uwierzyć
- Jak to ktoś niepowołany? – zapytałam. Generał westchnęła ciężko.
- Nie mamy teraz czasu na wyjaśnianie ci wszystkiego. Na szkoleniu dowiesz się dużo więcej, niż my na chwilę obecną jesteśmy w stanie ci zaoferować. Masz jeszcze jakieś pytania? – głos Krecika był naglący. Zdecydowanie miała dosyć odpowiadania na moje pytania i liczyła, że już pójdę. Nie miałam jeszcze tego w planach.
- W zasadzie to tak
Grubas westchnął i wytarł ogromną dłonią łyse czoło
- W takim razie zamieniamy się w słuch
- Co robicie z tymi… gorszymi uczniami? – zapytałam kładąc dłonie na biodrach. Zrzedły im miny. Krecik ściągnęła z nosa okulary i zaczęła wycierać szkła o swoją jedwabną bluzkę. Mężczyzna wstał i podszedł do stojącej w rogu komody, w której szufladach zaczął przekopywać. Pani generał pociągnęła zaś łyk z kubka. Nie mieli zamiaru mi odpowiedzieć. Dlaczego? Czy powiedziałam coś nie tak?
- Co masz na myśli mówiąc gorsi uczniowie? – pierwsza mowę odzyskała Krecik
- No… wie pani. Chodziło mi o tych, którzy się nie uczą, nie przejmują się swoim losem. Czy dla nich też dajecie cień szansy na przyszłość? – nie byłam pewna jakiej odpowiedzi się spodziewać. Miałam jednak szczerą nadzieję, że usłyszę coś lepszego, niż brak pracy, miejsca zamieszkania czy uzyskania tożsamości. Pozostać do końca życia numerem – ciężko było mi sobie nawet to wyobrazić. A może i numery wtedy zabierają komuś takiemu?
- Oczywiście, że tak. Każdy otrzymuje w Brem swoją szansę. Najgorsi uczniowie otrzymują pokoje w Kwaterach             Służących i zostają wysłani do pracy w charakterze sprzątaczy, pomywaczy lub zamiataczy ulicznych – pani generał nie patrzyła się w moją stronę, co przyniosło mi na myśl stwierdzenie, że mogła kłamać. Postanowiłam jednak uwierzyć w jej wersję – za tydzień podjedzie po ciebie autobus, dokładnie o godzinie czwartej rano. Będą z tobą jechać także inne osoby wybrane do szkolenia wojskowego. Pamiętaj, że zignorowanie wezwania traktowane jest na równi ze zdradą państwa. Ta zaś karana jest surowo – ostatnie zdanie wywołało we mnie dreszcze. Kobieta popatrzyła na mnie srogo i splotła dłonie na stole. Pokiwałam głową.
- To tyle. Miłego dorosłego życia, Anniko. Bądź chlubą i dorodnym owocem naszej ojczyzny. – Grubas przyłożył zaciśniętą dłoń do lewej piersi. Następnie jego gest powtórzyły kobiety, a ja czując ich presję, również go zrobiłam. Wcisnęłam kartkę do koperty, rzuciłam słowa pożegnania i wyszłam z pomieszczenia. Zamknąwszy za sobą drzwi westchnęłam głęboko i zacisnęłam powieki. Strażnicy graniczni odwalali zawsze najczarniejszą robotę. Ruszyłam do wyjścia. Sekretarka przy drzwiach frontowych rozsiadła się w fotelu i gawędząc przez telefon piłowała długie paznokcie, śmiejąc się przy tym w głos. Poważna osoba na poważnym stanowisku. Niesamowite. Na zewnątrz słońce mocno świeciło w typowym dla południowej części państwa zabiegu. Z tego powodu każde mieszkanie posiadało system klimatyzacyjny, a brak jego w miejscach publicznych był surowo karany przez sanepid. Jako iż instalacja klimatyzacji oraz koszty jej utrzymania były wysokie – firmy szybko plajtowały lub zostawały zamknięte ze względu na „nieodpowiednie warunki”.
Podeszłam do naszego rodzinnego samochodu i otwarłszy drzwi wcisnęłam się na tylne siedzenie. Rodzice siedzący z przodu rozparli się w fotelach, słuchając przy tym włoskich utworów sprzed stulecia, czy nawet dwóch. Nie miałam zielonego pojęcia dlaczego niektóre stacje radiowe puszczają takie stare piosenki, ale szczerze mówiąc niektóre z nich podobały mi się bardziej, niż tworzone przez ludzi żyjących w XXII wieku.
Muzyka natychmiast się zatrzymała, a twarze rodziców z wypisanych na nich ciekawością obróciły się w moją stronę
- Dosyć długo wam zeszło. Jak wyniki? – Mama uśmiechnęła się do mnie. Przełknęłam ślinę i nic nie mówiąc podałam jej kopertę. Przeczytała treść wiadomości kilka razy a następnie podała ją ojcu. Oboje nagle zrobili się biali jak ściana
- O, Giulio… - wykrztusił ojciec. Przynajmniej wciąż posługiwał się moim dotychczasowym imieniem – Anniko – poprawił się jednak. Moje nowe imię brzmiało w jego ustach obco, nie pasowało do mnie w najmniejszym stopniu.
- Tato, proszę… - syknęłam. Mama odgarnęła blond włosy z czoła i westchnęła ciężko.
- Rząd przewidział dla ciebie trudną przyszłość, kochanie. Wierzę jednak, że sobie poradzisz. Twoja babka mieszka godzinę drogi od Rieth. Jakbyś miała ochotę i trochę czasu wolnego, to jedź do niej. Porozmawiam z nią o twoich ewentualnych wizytach. Jestem pewna, że się ucieszy, gdy cię zobaczy. – Nie pamiętałam babci. Ostatni raz widziałam ją mając jakieś pięć, czy sześć lat. Niedługo po tym zachorowała na coś związanego z promieniowaniem i przestała do nas przyjeżdżać. W głowie przypominały mi się nieostre rysy jej twarzy i wspomnienia tego, jak mnie sadzała sobie na jedno kolano, a Marcella na drugie. Rozluźniłam mięśnie. Przynajmniej jeden pozytywny akcent w niebezpiecznym świecie.
- Czy będziemy się w ogóle jeszcze widywać? – Miałam szczerą nadzieję, że nie będę musiała zrywać kontaktów z rodziną.
- Oczywiście, że tak. Giulio, jesteś naszą córką. Drzwi naszego domu są zawsze, ale to zawsze dla ciebie otwarte. – Pomimo szczerego zapewnienia mamy, w jej oczach zauważyłam coś dziwnego, coś czego nigdy nie widziałam, gdy patrzyła na mnie. Spojrzała na mnie jak… jak na obcą osobę. Taką, którą pierwszy raz widziała na oczy.
- Czemu Rieth? Czemu strażniczka granicy? – poskarżyłam się. Byłam wściekła. Nie chciałam biegać po napromieniowanym terenie do końca życia.
- Takie jest prawo, wiesz o tym. Twoja matka przyjechała tutaj ze wschodu. Sama nie była pewnie zachwycona przymusowym osiedleniem się w Cardonie, ale dzięki temu poznała mnie i dzięki temu ty i twój brat jesteście na świecie
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Będąc już pod domem wysiadłam z samochodu i popatrzyłam się na mój rodzinny dom – parterowy, pomalowany na stonowaną żółć z dużymi oknami o białych plastikowych ramach. Nic, co by miało rzucić się w oczy. Weszłam do środka. Beżowy salon oddzielony od białej kuchni jedynie wysepką o czarnej marmurowej ladzie nie zmienił się od czasu naszego wyjścia z domu. Jedynym elementem, który zmieniał swoje położenie był mój brat, który siedząc na blacie kuchennym obżerał się kanapkami, które miały starczyć dla nas obojga, gdy rodzice mieli iść do pracy.
- I jak, za którą granicę cię wywalą? – Nienawidziłam, gdy brat mówił z pełną buzią. Zawsze gdy ktoś znalazł się w takim momencie zbyt blisko, okruchy i drobinki jedzenia lądowały na twarzy delikwenta. Nietrudno sobie wyobrazić jak niesamowicie nieprzyjemne było to uczucie.
Spiorunowałam go wzrokiem, a on uśmiechnął się złośliwie. To pytanie usłyszał tata, kiedy wchodził właśnie do mieszkania
- Marcello, to nie jest w najmniejszym stopniu zabawne. – Skrzyżował ręce na piersi i stanął obok mnie
- Scusa, po prostu żartowałem – odparł brat zeskakując na podłogę – co za przyszłość ci wywróżyli? – zapytał. Podałam mu kopertę. Jego reakcja po przeczytaniu była identyczna, co moja i rodziców – o rany – rzekł po chwili. Ostatnim razem widziałam brata tak bladego jedynie wtedy, kiedy podczas zabawy piłką rozbił ulubioną, arcydrogą wazę mamy. Było to pod jej nieobecność. Bez zastanowienia skleiliśmy ją. Praca wyszła bardzo niedbale i nieestetycznie, więc nietrudno odgadnąć jaka była jej reakcja.
To był najdłuższy, a zarazem najcięższy tydzień w moim życiu. W tym czasie przyszykowałam cały swój dobytek, łącznie z rysunkami Larsa. Trzy dni wcześniej Akademia Wojskowa Brem z kierunku Strażnicy Granicznej przysłała mi pocztą ogromny plecak turystyczny, nakazując zaopatrzyć się w dowolną ilość ubrań oraz maksymalnie trzy rzeczy osobiste. Postanowiłam oszukać system, chowając swoje bazgroły razem ze zdjęciami rodzinnymi do małej drewnianej szkatułki, którą dostałam na swoje piętnaste urodziny od babci – przysłała mi ją pocztą ze wspaniałą, ręcznie robioną kartą. Na zewnętrznej stronie łagodne barwy akwareli tworzyły postać dziewczynki trzymającej kolorowe balony – po oczach, ciemnych włosach i piegach na nosie poznałam w niej siebie. Różnił mnie od niej fakt, że na obrazku miałam na sobie sukienkę, a takich na co dzień nie noszę. Na szyję jak zawsze założyłam nieśmiertelnik Travisa Nolana. Polecono mi również, bym założyła na siebie strój przesłany przez nich – składały się na niego spodnie bojówki w kolorze khaki, biały t-shirt z logiem Akademii na lewej piersi, gruba kurtka moro z barwami Brem na lewym ramieniu, czarny pas z metalową klamrą, również z logiem szkoły oraz nowiutkie, wypastowane wysokie czarne i ciężkie buty – glany lub desanty, nie pamiętam dokładnie. Włosy związałam w wysokiego kucyka i z całym dobytkiem wyszłam z pokoju. Chyba nigdy wcześniej nie widziałam mamy takiej smutnej.
- Wyglądasz bardzo poważnie – rzekła wstając z fotela. Ojciec siedział na kanapie obok brata, paląc papierosa. Żaden z nich nie podniósł nawet wzroku. Na ich miejscu sama bym nie chciała oglądać siebie w mundurze. Duże, ciężkie ubrania sprawiały, że człowiek wydawał się być bledszy i jakby miał się zaraz utopić w ogromnej kurtce.
- Dziękuję? – rzekłam niepewnie unosząc w górę brew
- Nie sądzę, żeby słowa mamy miały być komplementem. – Głos Marcella był pusty, brakowało w nim typowej dla brata dozy radości i pewnego igrania z rozmówcą, ale wciąż jego słowa zabrzmiały zaczepnie.
- Nie wymądrzaj się, młody – szczeknęłam podchodząc do niego. Chłopak popatrzył się chwilę na mnie, a potem rzuciliśmy się sobie w ramiona w życzliwym bratersko-siostrzanym uścisku – będzie mi ciebie brakowało, głąbie. – Usłyszałam w swoim głosie niepewną nutę świadczącą o smutku
- Mi ciebie też, imbecylu – odparł z czułością
- Jestem dziewczyną, Marcello
- Nie jesteś dziewczyną, jesteś moją siostrą
Oderwawszy się od siebie zobaczyłam jak brat ukradkiem wyciera oczy rękawem czarnej bluzy. Ojciec również mnie uściskał, szepcząc mi przy tym słowa otuchy. Mama zaś wydała się być zdystansowana. Dotknęła dłonią mojego policzka i jedynie pocałowała mnie lekko w czoło.
- W razie czego jedź do babci – upomniała mnie, uśmiechnąwszy się smutno. Odwzajemniłam uśmiech, a przynajmniej próbowałam. Sięgnęłam rękami po czarny plecak i zarzuciłam go sobie na plecy. Otwarłam drzwi. Na podjeździe już czekał na mnie pomarańczowy starodawny autokar. Widziałam identyczne na ilustracjach w książkach, przed wojną takimi wożono dzieci do szkół. Ich przeznaczenie znacząco się nie zmieniło, jak zauważyłam. Pomachałam jeszcze rodzinie wychodząc z domu i ruszyłam w kierunku wejścia do pojazdu. Niech się dzieje co chce, ja i tak dam sobie radę, pomyślałam i usiadłam na jednym z siedzeń w ostatnim rzędzie. 

9 komentarzy:

  1. Trochę się dowiedzieliśmy o pracy/misji Giulii (Annika to takie zimne imię, strasznie mi żal Giulii, że zgodnie z przepisami musi przyjąć "obce" imię, choć od lat rodzina i ona sama posługuje się innym (przynajmniej w kameralnym gronie) :c). Na pewno dziewczyna nie będzie miała lekko. Dobrze, że przynajmniej babcia mieszka niedaleko, zawsze to coś.
    Marcello - polubiłam go, jest taką kwintesencją młodszego brata (a przynajmniej tak sobie zawsze wyobrażałam młodszych braci :'))), wesoły, niechlujny trochę, wulkan energii, niby zaczepia siostrę, ale wiadomo - kto się czubi, ten się lubi. ;))
    Znów muszę napisać, że piszesz cudowne opisy. Uwielbiam je! <3 Od razu czuję się tak, jakbym była w Brem, widzę dokładnie to wszystko.
    Jestem bardzo ciekawa, jak Giulii pójdzie szkolenie. I kim będę inni kadeci? Może sprawa Larsa się rozwinie? I co z ludźmi żyjącymi za granicą promieniowania, są zmutowani? To jeszcze nadal ludzie czy już jakieś potwory?
    Tyle pytań! Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Życzę hektolitrów weny. :*
    Pozdrawiam,
    terpsychorka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :). Postaram sie jak najszybciej napisać rozdział :D

      Usuń
  2. Witaj kochana! :))

    Możesz być pewna jednego - już się ode mnie nieodpędzisz! :D ^^ Nie chodzi tylko o to, że odwdzięczam się swoim czytelniką! Po prostu to opowiadanie jest jak perełka na dnie oceanu, dlatego będę się nim z przyjemnością delektowała! ;)) Wierz mi!!! Nie rozumiem tylko jednej rzeczy... Jak mogłaś mnie tak wychwalać bez opamiętania, skoro kochana bijesz mnie na głowę?!? :D ^^ Odleciałam, czytając Twoje wspaniałe opisy i za nic nie chciałam wrócić na ziemię! :D *.* Piszesz lekko, zgrabnie z nutką finezji... GRATULACJE! Skradłaś moje serce. ;))
    Przy momentach, choćby tych z grubasem, chchotałam, aczkolwiek bardziej wczułam się w sytuację głównej bohaterki. Miałam wrażenie, że rzucili ją na głęboką wodę, dodatkowo próbują zastraszyć, iż gdy jej wyniki nie będą zadawalające, skończy jako sprzątaczka! Biedna Gulia. Dobrze, że wydaje się być twarda, pewnie tylko takie osoby w Brem mogą przetrwać! Jestem niezmiernie ciekawa, jakie wyzwania ją czekają! ;)) :D *.*
    Za to Marcel to słodki brat, zawsze chciałam mieć młodsze rodzeństwo! ;)) :3
    Życzę Ci kochana niezmierzonych pokładów weny oraz udanego tygodnia! ;)) ^^ Ja oczywiście czekam z zapartym tchem na trójeczkę! :D *.*

    Pozdrawiam serdecznie oraz ściskam ze wszystkich sił! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie nie jestem pewna co mogę napisać. Wiele rzeczy nasiałabym tak samo jak w komentarzu pod rozdziałem pierwszym.:) Nadal niezmiernie podoba mi się twój styl pisania. Przyznaje się że nie komentuje od razu po przeczytaniu ( na telefonie bynajmniej moim jest to nie wygodne ) więc nie będę się zagłębiać w szczegóły treści bo trochę mogę namieszać. Przyznaje się że wyczekuje rozdziału kiedy Gulia już będzie na granicy i szkoleniu. Emocje emocje i jeszcze raz emocje.:) Od samego początku stworzyłaś magiczny świat z którego już po pierwszym rozdziale nie mogę się wyrwać.Na razie na tym tylko skaczę ( chociaż były raczej tylko mojej wywody ) Naprawdę podziwiam cię za to pisanie i życzę weny.;)
    ~M

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej. Euforia mnie tu przyprowadziła i, mam nadzieję, dalej będzie przyprowadzać.

    Zacznę od tego, że trafiają się literówki. Wiem, że nikt nieomylny nie jest (ja zresztą bywam nawet podwójnie; jak tak sobie przeczytam swoje bazgroły po jakimś miesiącu, to to się staje aż zbyt bolesne xD), ale pomyślałabym o becie na Twoim miejscu.

    Nie zmienia to jednak pewnego faktu, o którym napiszę na koniec.

    Moje pierwsze wrażenie? Pełno już było takich blogów, na dodatek sc-fi, którego za bardzo nie lubię. Ale problem polegał na tym, że mimo iż takich blogów przynajmniej kiedyś było pełno, żaden mnie nie zainteresował tak jak Twój.

    I teraz już będę słodzić ;) Bohaterka się wydaje bardzo ogarnięta, co jest rzadkością, naprawdę. Bo albo są nijakie jak wieprzowa galareta, albo do porzygu liryczne. Przepraszam za moje słownictwo, po prostu szczera jestem xD Annika zrobiła na mnie duże wrażenie i myślę, że jest bardzo rozwojową postacią. Ciekawa jestem, jak poradzi sobie na wschodzie.

    Poza tym Lars i nieśmiertelnik Travisa – już mam w głowie pewną teorię spiskową na ten temat. Ciekawa jestem, czy przewidziałam ciąg dalszy. Nie mogę się doczekać, aż mnie oświecisz ;))

    Szablon też bardzo przyzwoity, nie razi i nie utrudnia czytania. Niestety, nie wiem, czy jest jakaś muzyka, bo korzystam z wersji mobilnej w tej chwili, ale się tego dowiem, jak wrócę do domu. I jeśli jest, to nie omieszkam nie skomentować.

    Staram się nie dodawać blogów, na które weszłam – póki co – pierwszy raz do linków u mnie, bo uważam, że od takiego zapamiętywania to mam obserwacje, a linki zostawiam dla tych, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Chociaż to żadne wyróżnienie, mówię Ci, że dla Ciebie robię wyjątek – Twoje opowiadanie zaraz ląduje w mojej Bibliotece Chalcedońskiej, bo dawno mi się taka ciekawość nie włączyła.

    Piszesz jedną z najlepiej rokujących historii, jakie ostatnio miałam przed oczami, więc nie schrzań tego. Jeszcze raz przepraszam za słownictwo. XD I za długość tego komentarza.

    Pozdrawiam wręcz upalnie,
    Hagiri z htttp://www.rozmowy-miedzymiastowe.blogspot.com

    P.S..: Zapomniałam jeszcze dodać, że Twój nick jest równie świetny jak blog. Bardzo klasycznie i elegancko brzmi :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za uznanie! :)
      Zastanawiałam się właśnie nad betą i chyba się na nią zdecyduję :D
      Muzyki na blogu nie ma- z autopsji wiem jak denerwująca może być dla czytelników muzyka, której sami nie słuchają, a którą bym narzuciła.
      Zrobię co w mojej mocy, żeby opowiadanie wyszło jak najlepsze :)

      Usuń
  5. Bardzo przyjemnie mi się czytało ^^
    Uwielbiam Twój styl, świetnie opisujesz bohaterów! Ciekawe co czeka Gulię na granicy? I z kim walczą żołnierze? Zapowiada się ciekawie! Czekam na następny rozdział!
    Weny!
    PS nie potrafię napisać długiego komentarza. Nie obrazisz się za taki krótki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nie, cieszę się z każdego komentarza, nawet tego najkrótszego :)
      Wszystko wkrótce się wyjaśni :)

      Usuń