18 lutego 2016

Rozdział dziesiąty

            Trudno było powiedzieć, że droga, którą jechaliśmy była utwardzona. Wjeżdżając w każdą nierówność w asfalcie (lub tym, co z niego pozostało) autobus wybijał sobie zawieszenie, a ludzie siedzący w nim podskakiwali aż pod sam sufit. Ci siedzący przy oknie obijali sobie głowy o szyby. Nic przyjemnego. Zresztą za oknami widoki również nie należały do najpiękniejszych. Przerażał mnie fakt, że chmury wisiały tak samo nisko na niebie jak w moim śnie. Po obu stronach drogi ciągnęły się ruiny i zgliszcza znajdujących się tam niegdyś domostw. Oprócz walających się pękniętych i przepołowionych cegieł na ziemi można było zauważyć nadpalone i zakurzone przedmioty codziennego użytku jak buty, metalowe przerdzewiałe sztućce czy zbutwiałe ubrania. Wszystko brzydkie i niemogące przypomnieć o dawnych czasach. Jakby płynące lata zacierały ślady istnienia innej cywilizacji, tym samym hańbiąc pamięć ludzi, którzy zginęli przez pociski albo na wskutek skomplikowanych i nagłych przemian w ciele w przypadku chorób popromiennych. Przerażająca prawda o początku naszego nowego świata. Z zamyślenia wyrwało mnie chrząknięcie kapitana Jensena. Kadeci zwrócili głowy w jego stronę, gdy stając w przejściu pomiędzy krzesłem kierowcy, a pierwszym rzędem siedzeń po naszej prawej próbował z trudem złapać równowagę, napinając mięśnie rąk. Dość nieudolnie, bo pojazdem trzęsło mocno, a na wybojach podrzucało nim w górę. Ja i Bianca, która siedziała obok mnie spojrzałyśmy na siebie powstrzymując chichot. Równie słabo co próbujący ustać na nogach kapitan.
- Uwaga. Za około pół godziny powinniśmy być na miejscu. Staraliśmy się wybrać możliwie najbardziej bezpieczne miejsce, jednak możemy wciąż się spotkać z promieniowaniem. Małym, bo małym, ale wciąż. Dlatego też każdy dostanie od nas komplet składający się z maski gazowej i kieszonkowego dozymetru*. Macie tego pilnować jak oka w głowie, bo drugiego zestawu nie otrzymacie. Szkoły nie stać na wasze roztrzepanie. Poza tym, będziecie spali w zastępach z osobami jednej płci. Koedukacja jest zabroniona i gdy osobiście nakryję jakiegoś chłopaka śpiącego w namiocie dziewcząt lub na odwrót, słowo daję, że po powrocie pożałuje swoich czynów. I kategorycznie zabraniam durnych wygłupów, jakie miały miejsce na ostatnim poligonie. Przypominam, że wyniesienie kogoś z łóżkiem poza teren obozowiska może…
            Przerwała mu salwa śmiechu. Nie spodziewałam się, że jednak ktoś może mieć wystarczająco poczucia humoru, żeby zdobyć się na dowcip w środku nocy. I odwagi, by przeciwstawić się Jensenowi, czy, co gorsze, Muller.
- może być niebezpieczne dla zdrowia, a nawet życia kadeta! – Krzyknął. Zirytował się naszym rozbawieniem. Liczył, że podejdziemy do jego rozporządzeń na poważnie. – Zamknijcie, kurwa japy! – Wrzasnął stając się czerwony na twarzy. Widziałam z połowy autobusu, że jego żyłka na skroni pulsuje niebezpiecznie. W pewnym sensie rozumiałam jego złość. Kadeci po prostu poczuli uznanie do kawalarza, a nie do mężczyzny, którego psim obowiązkiem było zapewnić nam bezpieczeństwo i który z całych sił robił wszystko, by było nam jak najlepiej. To znaczy na tyle, na ile mogły mu to pozwolić surowe warunki wojskowe.
- Przygotujcie się, bo zaraz po przyjeździe będzie apel, a po nim rozbijemy obozowisko. Dowiecie się z kim będziecie w zastępie, kogo macie się pilnować, jak będzie wyglądał plan każdego dnia i co nowego zorganizowaliśmy. Słuchajcie tego, co do was mówimy, bo uwierzcie, zmian jest kilka i to istotnych – rzekł już spokojnym tonem, rozglądając się po autobusie.
- Boję się go chwilami – mruknęła Bianca patrząc na mężczyznę – chociaż jakby się zastanowić, jak nie wrzeszczy i nie wydaje rozkazów to jest całkiem seksowny – dodała przygryzając lekko usta. Parsknęłam na jej wyznanie ale także rzuciłam okien na faceta.
- Tak dziewczyno, najbardziej seksowne są te świdrujące pumie oczy – zakpiłam z niej i opadłam z powrotem na swoje siedzenie. Blondynka machnęła ręką.
- A tam zaraz pumie. Po prostu przenikliwe. Mogę się założyć, że w środku jest wrażliwy, delikatny, ma duszę romantyka, uwielbia kolacje przy świecach i….
- Hola, hola! – Przerwałam jej widząc jak się rozkręciła. Morskie oczy dziewczyny błyszczały podekscytowane, gdy mówiła o facecie. Bałam się, że zacznie opowiadać o tym, jak wyglądałoby ich zbliżenie seksualne. – Popatrz na niego! On codziennie drze się na ciebie, gdy nie umiesz dostosować tempa do grupy, on nie wie co to delikatność. On nie widzi pewnie nawet różnic w budowie kobiet i mężczyzn, a co dopiero to o czym mówisz. – Próbowałam przemówić jej do rozsądku, niestety bezskutecznie. Bianca wciąż patrzyła się na niego rozmarzona.
- Mógłby mnie tak przygarnąć do siebie tymi swoimi silnymi rękami i szeptać mi do ucha zbereźne rzeczy – rzekła, a mi automatycznie zrobiło się niedobrze.
- Ohyda! – Wykrzyknęłam. Zaraz potem obie zaśmiałyśmy się.
            Dalsza część jazdy minęła wyjątkowo szybko. Ze zrujnowanego miasta wyjechaliśmy na normalnie wyglądającą drogę, która ciągnęła się przez bezlistne lasy brzozowe. O tej porze roku w klimacie umiarkowanym liście powinny dopiero żółknąć na drzewach i powoli zacząć z nich opadać. Na napromieniowanych terenach jednak liści nigdy nie ma. Nawet latem drzewa są nagie. Straszą one niemalże groteskowymi kształtami, dziwnymi wygięciami i chudymi palczastymi gałązkami. Już sam fakt, że flora odstraszała ewentualnych „turystów” wystarczyło, bym chciała stamtąd uciekać gdzie pieprz rośnie. Bałam się wiedzieć, co będzie dalej.
Dalej jednak było tylko gorzej. Autobusy wjechały w zabłoconą drogę, gdzie po obu stronach ciągnęły się metalowo-szmaciane konstrukcje przypominające domy. Hałas, jaki stworzyły pojazdy zachęciły mieszkańców do wyjścia i przyjrzenia się intruzom. Patrzyli na nas i z niedowierzaniem podchodzili. Poczułam jak wali mi serce, gdy starzec o przenikliwym błękitnym spojrzeniu i brudnej twarzy biegnąc przy boku autokaru zastukał w szybę obok mnie. Spojrzałam na niego z sercem w gardle, a on uśmiechnął się do mnie swoim bezzębnym uśmiechem i gestem pokazał podrzynanie gardła. Nagle pojazd zatrzymał się gwałtownie. Wśród kadetów zapanował niepokój
- Proszę o spokój, to tylko chwilowa przerwa, zaraz ruszamy dalej! – Jensen chciał uspokoić nas, jednak my wiedzieliśmy, że coś jest nie w porządku. Słyszeliśmy głosy ludzkie przed maską. Bianca wychyliła się na wzór innych, by zorientować się w zaistniałej sytuacji.
- O matko! Giulia, oni tam są! Zatarasowali przejście! – czułam jak dziewczyna zaczyna drżeć z przerażenia. Chcąc dodać sobie otuchy, splotłyśmy nasze dłonie. Autobus zatrząsł się pod wpływem uderzeń dłoni mieszkańców. Ktoś pisnął, tu ktoś wrzasnął. Jednak kadetka przeraziła się tak bardzo, że zemdlała.
- Bez paniki! Tylko bez paniki! Opanowujemy sytuację! Will, nie otwieraj drzwi, za żadne skarby nie pozwól im tu wejść. Na mój znak ruszysz. – Jensen nie dał się wyprowadzić z równowagi nawet w chwilach największego stresu.
- Przecież jak ruszę to ich zabiję! – Kierowca miał głos nieprzyjemny, jednak był równie przerażony jak my.
- Nie obchodzi mnie to! Zabijesz to zabijesz! Chcesz, żeby to oni zabili ciebie?! – Wrzasnął kapitan. Will wciąż nie ruszał z miejsca. W końcu wkurzony Jensen wyciągnął pistolet z kabury, kazał otworzyć drzwi i wychylając się posłał salwę strzałów w tłum, w którym zapanowała panika. Chaos, strach i instynkt przetrwania nakazały ludziom się odsunąć. Mimo, że byłam już na zajęciach na strzelnicy wzdrygnęłam się słysząc huk wystrzałów i mlaśnięcie gdy kula z impetem wbiła się w ciało któregoś z obecnych. Bianca ścisnęła mocniej moją dłoń. Zrozumiałam, że jedyne czego pragnę był powrót do Brem.
            Autobus ruszył z piskiem opon. Po chwili dojechaliśmy do reszty pojazdów i udaliśmy się w dalszą drogę do naszego przyszłego obozowiska. Do końca trasy nikt nie mógł przestać rozmawiać o sytuacji sprzed kilku, kilkunastu minut. Bianca nie odzywała się jednak. Była w ciężkim szoku po tym, co ujrzała. Z otępienia wyrwała się dopiero, gdy autokary zaparkowały jeden przy drugim. Zerknęłam przez okno i krytycznym okiem rozejrzałam się po pustkowiu rozciągającym się przed nami. Jedynie na horyzoncie malował się zarys wieżowców. Jakieś miasto. Wypalona trawa straszyła swą depresyjnością wspominając czasy soczystości i zieloności. Miejsce było przesiąknięte smutkiem i wydawało się przygnębiające. Nie umiałam sobie wyobrazić tego miejsca przed wojną. Nie umiałam spojrzeć na nie i wyobrazić sobie, że niegdyś wyglądało tak samo, jak piękne Brem.
- Wychodzimy – mruknął Jensen. Cała grupa wstała i przepychając się udała się w stronę drzwi autobusu. Każdy z nas zarzucał sobie na plecy swoje pakunki i starał się torować sobie drogę, nie bacząc na towarzyszy. Bianca bez problemu rozpychała ludzi łokciami, by zrobić sobie i mnie miejsce w kolejce. Tuż przy wyjściu stała dwójka osób wyznaczonych, by wszystkim podać maski gazowe i dozymetry, niezbędne, by przetrwać w spartańskich warunkach poza krajem.
- Masz. – Stojąca po lewej dziewczyna miała głos wypełniony niechęcią pomieszaną z gniewem. Wcisnęła mi w ręce gaz maskę, a ja chcąc zobaczyć dlaczego wydała się taka niemiła, spojrzałam na jej twarz. Spodziewałam się tego widoku. Sarah miała buzię oszpeconą grymasem złości. Spuściłam wzrok. Przestraszyłam się, że jej spojrzenie zamieni mnie w kamień i będę musiała do końca życia pozostać na tym pustkowiu. Nie rozumiałam dlaczego tak bardzo irytuje ją fakt, że rozmawiam z Evanem. Chłopak spędzał czas z różnymi dziewczynami, a ja nie byłam tą wybranką, dla której budował na korytarzach i placach apelowych ołtarze. Pominę już fakt, że nasze pogawędki były zazwyczaj sprzeczkami i lekką wymianą złośliwości. Brunetka najwyraźniej wpadła w paranoję. No cóż. Przyjeżdżając do Rieth ostatnim czego chciałam było wplątać się w skomplikowane relacje między dwójką osób, zajmować czyjeś miejsce, czy w ogóle rozglądać się za chłopakami. Co to to nie.
            Gdy wszyscy byliśmy gotowi, ustawiliśmy się grupami, a nasi opiekunowie sprawdzili czy mamy wszystko, co musimy mieć. Stałam w szeregu, po swojej prawej stronie mając Daniela, przypominającego surykatkę, a po lewej Rudą. Chłopak wyglądał jak wypłosz. Miał duże, stanowczo za duże oczy, które zdawały się ciągle zdziwione i przerażone zarazem, nos długi i chudy, a usta wąskie. Miał także ogromne uszy, nadające jego twarzy jeszcze bardziej karykaturalny wyraz, niż było to możliwe. Mimo wszystko było mi go trochę szkoda, bo gdy cała grupa biegła na rozgrzewce jednym tempem, on ledwo dysząc i mając w oczach łzy, mieszające zacięcie z bólem w piersi ciągnął za sobą nogi jakieś dziesięć metrów za szykiem. Wiem, bo na początku pobytu w Rieth sama z nim wtedy biegłam. Daniel nie chciał się poddać. Nawet kiedy najsilniejsi nie dawali rady, on mówił sobie, że musi pokonać swoje słabości i choćby miał się czołgać, przekroczy linię mety. Tak, gadał do siebie. I to nagminnie. Natomiast Ruda miała duży temperament i z ledwością powstrzymywała się, by nie powiedzieć profesorom co o nich myśli. My w tym czasie modliliśmy się, żeby rzeczywiście nic im nie wygarnęła. Zasada jeden za wszystkich, wszyscy za jednego sprawiłaby, że wszyscy pompowalibyśmy przez nią. W najlepszym razie. I to przez swój niewyparzony język dziewczyna była traktowana z dużym dystansem. W przyrodzie kolor czerwony i pomarańczowy są barwami ostrzegawczymi. Dlatego też płomienny odcień włosów dziewczyny nakazywał trzymać się z daleka o agresywnej właścicielki rudych fal.
Evan podchodził do każdego z nas i sprawdzał, czy wszystko jest takie, jakie powinno być i czy nie brakuje czegoś któremuś z kadetów. Oglądał również naszą schludność i czy nasze umundurowanie wygląda tak jak powinno. Wyprostowałam się, kiedy podszedł do mnie. Spojrzawszy mi w oczy, chłopak automatycznie się rozpromienił i uśmiechnął się zadziornie. Widząc ten grymas na jego twarzy byłam pewna, że zaraz powie coś, co mi się nie spodoba.
- No i jak, Cardona? Masz wszystko? – Zmarszczyłam brwi, a potem przewróciłam oczami, gdy po raz kolejny nazwał mnie lekceważąco. Z tonu jego głosu wyczytałam, że doskonale bawił się nabijając się ze mnie, a jeszcze bardziej radowało go to, że irytowałam się przez jego zaczepki.
- Mam na imię Giulia – odparłam ze ściśniętymi zębami. Rzuciłam mu nienawistne spojrzenie, które jeszcze bardziej ucieszyło chłopaka. Jego uśmiech rozszerzył się, a chwilę później ukazał dwa rzędy prostych zębów. Znów zwróciłam uwagę na doklejaną jedynkę i szykowałam się na moment, by móc się mu odgryźć.
- Jasne, C a r d o n a, skoro tak mówisz. Mam nadzieję, że nic nie zgubisz
- Tak jak ty zgubiłeś połowę zęba? – odszczeknęłam. Chciałam posłać w jego stronę złośliwy uśmieszek (jednak byłam w dziewięćdziesięciu procentach pewna, że wyszedł głupkowato). Chyba mi się nawet udało, bo Evan przystanął, zmarszczył brwi i po chwili znowu wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Dokładnie tak. Dlatego też, Cardona, żebyś nie popełniła moich błędów, to ja będę trzymać twój zestaw przetrwania. Jak będziesz chciała z niego skorzystać, to podejdziesz i ładnie mnie o to poprosisz. – Następnie zabrał mi moje rzeczy i jeszcze bardziej wykrzywił twarz. W jego policzkach pojawiły się wgłębienia, a oczy wesoło zaiskrzyły. Poczułam jak zaczyna się we mnie gotować. Ręce zatrzęsły mi się niebezpiecznie. Znów nie udało mi się trafić w jego czuły punkt.
            W następnym momencie zostaliśmy zobligowani do ustawienia się rocznikami na planie prostokąta. Każdy rok zajął miejsce jednej ze ścian wyimaginowanej figury geometrycznej, a jako iż „klasy” były trzy, czwarty bok zajęła kadra Akademii. Generał Muller stanęła na środku, między wszystkimi instruktorami i profesorami. Jej ustawienie i ilość gwiazdek oraz belek na pagonach symbolizowały fakt, że jest z nas wszystkich najważniejsza i mamy się jej bezsprzecznie podporządkować. Była majestatyczna, jak zawsze. Wysoko uniesiony podbródek pokazywał jej władczość, a fakt, jak nienagannie i niesamowicie prezentowała się w mundurze wojskowym jeszcze bardziej zwiększało respekt, jaki każdy w Akademii przed nią czuł. Kapitan Brommer wyszedł przed szereg nauczycieli i krokiem defiladowym przeszedł trzy kroki przed siebie, a następnie stanął na baczność.
- Kadeci baczność! – zagrzmiał głosem głębokim i donośnym, niemal niezauważalnie przesuwając wzrokiem po młodych żołnierzach. My zaś jak jeden mąż przyjęliśmy postawę zasadniczą, wypinając pierś, prostując przy tym plecy, a wzrok kierując na wysokość pierwszego piętra. – Rocznikami meldować! – Po wypowiedzeniu pierwszego słowa wykonał pauzę, by do każdego dotarło, czego wymaga od niego mężczyzna. Przed nim pojawił się kapitan Jensen i sierżant Hallo, a zaraz obok nich, w co nie mogłam uwierzyć – stanął Evan. Ale… dlaczego to on ma meldować obecność swojego rocznika, a nie ktoś inny? Czemu to nie na przykład Sarah?
Meldunek składali po kolei – najpierw nasz opiekun, potem Hallo, a na samym końcu Pan Wkurzający. Każdy z nich przed rozpoczęciem wyuczonej, mechanicznej kwestii, pozdrawiał Brommera salutem. Kiedy skończyli, wrócili na swoje miejsca, a Brommer złożył meldunek generał Muller, a potem wydał komendę „spocznij”.
- Kadeci. Od teraz jesteście uczestnikami czegoś większego, niż tylko zwykłego poligonu wojskowego. Współpracująca z naszą akademią grupa naukowców zauważyła, że promieniowanie na terenach Polski jest na tyle małe, by móc przesunąć granicę Brem bardziej na wschód. Operacja ta nazywa się „Nadchodzące Światło”, bo oprócz powiększania terytorium państwa, będziemy przywracać tym terenom blask nowoczesności i dać im tyle światła nadziei na lepsze życie, ile tylko będziemy mogli. Planowany czas akcji to dwa lata. W tym czasie musimy pozbyć się wszelkich śladów bytności niedokształconych, dzikich i mogących przenosić choroby ludzi i oczywiście Promiennych. Zmieciemy z powierzchni slumsy i obozowiska, sprzątniemy trupy dzikusów i zrównamy z ziemią te ruiny miast, żeby móc na ich miejscu postawić nowy, wspaniały świat. Podczas każdej wyprawy poza teren naszego obozu jesteście zobowiązani zabijać wszystkich, którzy zamieszkują te tereny, bo stwarzają zagrożenie. I pamiętajcie, wszystko co tu się będzie działo jest objęte tajemnicą wojskową. Za wyjawienie jej grozi wam kulka w łeb. A nawet dwie. – Była poważna. Zaplanowała to wszystko bez konsultacji z kimkolwiek, oprócz naszych opiekunów. Przygryzłam wargę tak mocno, że od wewnętrznej strony poczułam metaliczny smak krwi.
- Pani generał! Kadetka starsza, Sarah Ordung z zapytaniem! – głos dziewczyny rozbrzmiał nagle, roznosząc się echem. Muller spojrzała w jej stronę i udzieliła jej niechętnie głosu. Nawet ona nie przepadała za dziewczyną. – Nie rozumiem jednej rzeczy. Przecież przez ostatnie lata działaliśmy według rozkazu, że mamy nie zabijać żadnych ludzi, dopóki ci nie wywołają bezpośredniego zagrożenia. – Po jej słowach nastąpiły pomruki aprobaty. Po co mieliśmy mordować niewinnych? Przecież nie tego oczekiwano po żołnierzach.
- Owszem, wtedy był taki rozkaz. Jednak po dłuższych dyskusjach i testach wraz ze specjalną komisją wojskowo - naukową zorientowaliśmy się, że każdy z tych… dzikusów niesie zagrożenie promiennicy i jest zakwalifikowany do eksterminacji. – Jej głos był zimny i nie drgnął nawet na słowo zagłady. Natomiast mi zmiękły kolana, a włosy stanęły niemal dęba. Muller planowała hekatombę. A my mieliśmy być jej narzędziami.

 Mój Boże, ona chce ze mnie zrobić morderczynię, pomyślałam i zamknęłam oczy mając nadzieję, że to wszystko okaże się tylko koszmarem.

~*~

Cześć! Dawno mnie tu nie było, co? (Niestety, prawko samo się nie zda :')) Tak to już niestety ze mną bywa - raz czas jest, raz nie ma. Raz wena przychodzi na chwilę, raz zostaje na dłużej. W tym przypadku przynajmniej zostawiła po sobie większą spuściznę. Muszę powiedzieć, że jestem z niej w sumie dumna. Co Wy sądzicie? Czekam na opinie :))

7 komentarzy:

  1. Boję się kolejnego rozdziału. Niby wszyscy to robią dla "Nowej" Polski, ale żeby zabijać niewinnych. Podobają mi się te małe sprzeczki pomiędzy Giulią a Evanem. To takie słodkie. Ah, ta wczesna miłość XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie podoba mi się ta Muller,bardzo mi się nie podoba...ale nie zrozum źle, rozdział jak świetny, szczerze już myślałam że sobie opuściłaś,tylkp czemu taki krótki?? :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny tekst, bardzo miło się czytało :)

    http://owcewgorach.pl/ moją pasją!
    Pozdrawiam i zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny blog i opowiadanie. Ale kiedy ciąg dalszy? Pojawi się coś tutaj w ogóle? ;) <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział bardzo fajny, jednak według mnie 9 a w szczególności 7 były o wiele lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  6. 9 rozdział jak na razie najlepszy zdecydowanie. Reszta była bardzo dobra, ten jednak wybijał się nad pewien wcześniej ustalony poziom.

    OdpowiedzUsuń